Zapytałam pewnego dnia czy faktycznie ma mi tyle do zaoferowania. Inspirację,
zdrowie, wgląd w istotę tego, co nienazwane. Że prowadzi mnie na poziom Obserwatora,
obojętnego nieba, by potem wypełnić ogniem tworzenia. A usłyszałam od
Sanixi wyraźny głos w sobie: „Dlaczego we mnie wątpisz?“
Pierwsze spotkanie z kadzidłem rapé było jak grom z jasnego nieba. Złapałam się instynktownie
kłębków trawy, by nie pofrunąć poza granice znanej rzeczywistości. Serce bijące jak dzwon na przebudzenie i ten rozpad rzeczywistości, który przynosi lęk a po chwili zaufanie nowemu doświadczeniu.
Na miękkich nogach doszłam do trzech brzózek. Usiadłam pod nimi, wtulając się w
sztuczną, wilczą skórę, którą nosiłam jak kamizelkę i talizman.
– Ciii, będzie dobrze – mówiłam do siebie, by się uspokoić.
Wyjątkowość doznania i dotknięcie w sobie czegoś, do czego wcześniej nie miałam
dostępu spowodowało, że zasmakowałam w rapé. Stała się moją przewodniczką i
przede wszystkim przyjaciółką.
Odbieram rapé jako esencję Żywiołów. Nukini - Woda uspokaja i przynosi Mądrość. Prowadzi w snach rozplątując iluzję. Apuxuri to spotkanie z Przodkami obojga płci. Z nimi przychodzą odpowiedzi. Força Feminina to potęga kobiecości czyli Ziemia, która potrafi tupnąć i przynieść potrzebny gniew, by wreszcie postawić granice. Przywraca poczucie własnej wyjątkowości i godności. Wreszcie ukochana Sanixi - Ogień o lisim ogonie, pełna sprytu i inteligencji. Esencja kreacji.
Podczas ceremonii ustawiam je jako cztery Żywioły, i piąty Duch, wokół świecy. Trzymają przestrzeń, prowadzą, wyciskają od dawna skrywane łzy pacjentów, uwalniają emocje, otwierają przestrzeń serca. Nawet wtedy gdy sesja odbywa się on-line. Pacjentka odczuwa w ciele ciepło bądź dreszcze, mimo że nie dotknęła kadzidła. Magia.
Ale jest też inna relacja. Osobista, codzienna, przyjacielska. Rapé nauczyła mnie, że nie potrzebuje cyrkowych rytuałów. Lubi prostotę, bezpośredniość, bez zbędnych fajerwerków. Zamknięcie oczu i chwilowy spokój. Tyle. Wszystko dzieje się w środku. Możesz wtedy wejść na zatłoczone lotnisko i nic cię nie tknie. Jesteś zanurzona w Lesie a Wilki i Pumy poradzą sobie z natłokiem zewnętrznego stresu i pośpiechu, który jest już poza tobą.
Lubi przysiadać jak kot przy moim komputerze, gdy piszę. Obserwuje ze zmrużonymi oczami świat, który powstaje pod moimi palcami. Nowe postaci, intrygi i niebezpieczne wydarzenia.
- Dlaczego tak? - pytam, gdy do głowy przychodzi dziwny pomysł na zwrot akcji.
Wtedy Sanixi pręży grzbiet na biurku i przynosi inspirację. Czasami odblokowuje zaufanie, by pisać i nie zastanawiać się co będzie w kolejnym rozdziale. Na jej grzbiecie mknę dalej w historii, zachwycona i zaciekawiona co będzie dalej. Innym razem
zamienia swój lisi ogon w skrzydła Czapli i zanosi mnie wyżej, bym złapała lepszą perspektywę, szerszy obraz.
- No dalej - szepcze. - Zobacz jakie to fajne.
Czasem, po latach, wracam do książek, które napisałam. Pojawia się niespodziewanie głębszy sens zdań, które powstały wcześniej. Odbieram je już na innym poziomie. Wynika to z przeżytych procesów, odkrytych mądrości, które pojawiły się z czasem. Już po wydaniu książki.
- Wiedziałaś? - pytam zaskoczona rapé a ona tylko mruży zadowolona oczy.
Mam wrażenie, że jestem tylko skrybą. To Sanixi i jej przyjaciółki z amazońskiego plemienia szepczą mi do ucha nowe historie. Ocierają się o łydki i szyję niczym dzikie Zwierzęta i zabierają do świata Wyobraźni.
Są dłonią niewidzialnej przyjaciółki, która zawsze jest. Czasami przyjmują postać staruchy, która cmoknie bezzębnymi wargami, by obśmiać moje lęki. Czasem są Pięknością przynoszącą Ogień, dzięki któremu z odwagą wyważam drzwi, które przecież zawsze były otwarte. Innym razem pomagają zmierzyć się ze smutkiem i ciężkimi emocjami, kładąc na ramiona ciepły koc.
Kiedy otwieram buteleczkę z rapé, mam ciarki w palcach. Rozgrzewam ją w dłoniach, by obudzić jej Ducha. Tyle magii w tak niepozornej postaci.
Ostatnio mojemu mężowi przyśnił się sen.
- Widziałem w nim ciebie jak zakręcasz buteleczkę rapé. Z jej wnętrza ulatniało się
niebieskie światło. „Dlaczego tak?“ - zaniepokoiłem się. A ty odpowiedziałaś ze
spokojem i zaufaniem:„Tak ma być“.
Dora Rosłońska
Odbieram rapé jako esencję Żywiołów. Nukini – Woda uspokaja i przynosi Mądrość. Prowadzi w snach rozplątując iluzję. Apuxuri to spotkanie z Przodkami obojga płci. Z nimi przychodzą odpowiedzi. Força Femina to potęga kobiecości czyli Ziemia, która potrafi tupnąć i przynieść potrzebny gniew, by wreszcie postawić granice. Przywraca poczucie własnej wyjątkowości i godności. Wreszcie ukochana Sanixi – Ogień o lisim ogonie, pełna sprytu i inteligencji. Esencja kreacji.
Podczas ceremonii ustawiam je jako cztery Żywioły, i piąty Duch, wokół świecy. Trzymają przestrzeń, prowadzą, wyciskają od dawna skrywane łzy pacjentów, uwalniają emocje, otwierają przestrzeń serca. Nawet wtedy gdy sesja odbywa się on-line. Zawsze mnie to bawi, gdy przyjmuję dla kogoś rapé. Pacjentka kicha, łzawi, odczuwa w ciele ciepło bądź dreszcze, mimo że nie dotknęła medycyny. Magia.
Ale jest też inna relacja. Osobista, codzienna, przyjacielska. Rapé nauczyła mnie, że nie potrzebuje cyrkowych rytuałów. Lubi prostotę, bezpośredniość, bez zbędnych fajerwerków. Zamknięcie oczu, wdech, chwilowy spokój. Tyle. Wszystko dzieje się w środku. Możesz wtedy wejść na zatłoczone lotnisko i nic cię nie tknie. Jesteś zanurzona w Lesie a Wilki i Pumy poradzą sobie z natłokiem zewnętrznego stresu i pośpiechu, który jest już poza tobą.
Lubi przysiadać jak kot przy moim komputerze, gdy piszę. Obserwuje ze zmrużonymi oczami świat, który powstaje pod moimi palcami. Nowe postaci, intrygi i niebezpieczne wydarzenia.
– Dlaczego tak? – pytam, gdy do głowy przychodzi dziwny pomysł na zwrot akcji.
Wtedy Sanixi pręży grzbiet na biurku i przynosi inspirację. Czasami odblokowuje zaufanie, by pisać i nie zastanawiać się co będzie w kolejnym rozdziale. Na jej grzbiecie mknę dalej w historii, zachwycona i zaciekawiona co będzie dalej. Innym razem
zamienia swój lisi ogon w skrzydła Czapli i zanosi mnie wyżej, bym złapała lepszą perspektywę, szerszy obraz.
– No dalej – szepcze. – Zobacz jakie to fajne.
Czasem, po latach, wracam do książek, które napisałam. Pojawia się niespodziewanie głębszy sens zdań, które powstały wcześniej. Odbieram je już na innym poziomie. Wynika to z przeżytych procesów, odkrytych mądrości, które pojawiły się z czasem. Już po wydaniu książki.
– Wiedziałaś? – pytam zaskoczona rapé a ona tylko mruży zadowolona oczy.
Mam wrażenie, że jestem tylko skrybą. To Sanixi i jej przyjaciółki z amazońskiego plemienia szepczą mi do ucha nowe historie. Ocierają się o łydki i szyję niczym dzikie Zwierzęta i zabierają do świata Wyobraźni.
Są dłonią niewidzialnej przyjaciółki, która zawsze jest. Czasami przyjmują postać staruchy, która cmoknie bezzębnymi wargami, by obśmiać moje lęki. Czasem są Pięknością przynoszącą Ogień, dzięki któremu z odwagą wyważam drzwi, które przecież zawsze były otwarte. Innym razem pomagają zmierzyć się ze smutkiem i ciężkimi emocjami, kładąc na ramiona ciepły koc.
Kiedy otwieram buteleczkę z rapé, mam ciarki w palcach. Rozgrzewam ją w dłoniach, by obudzić jej Ducha. Tyle magii w tak niepozornej postaci.
Ostatnio mojemu mężowi przyśnił się sen.
– Widziałem w nim ciebie jak zakręcasz buteleczkę rapé. Z jej wnętrza ulatniało się
niebieskie światło. „Dlaczego tak?“ – zaniepokoiłem się. A ty odpowiedziałaś ze
spokojem i zaufaniem:„Tak ma być“.
Dora Rosłońska