Historie

Rapé – jak się to robi?

Gwizdanie, szeptanie, dostrajanie wibracji serca z kuripe przy piersi lub ukradkowo na lotnisku, gdy chaos bierze górę. Sposobów na kadzidło rapé jest wiele. I każdy z nich jest dobry. Czas, miejsce, odpowiednia mieszanka przychodzą same. Nasza głowa jednak lubi znajome, sprawdzone sposoby, które odpowiadają naszej estetyce. To też jest piękne w używaniu rapé – różnorodność rytuałów lub wręcz ich brak. A Ty? Jak to robisz? pytam dziś Anię Morawiec, naturopatkę i terapeutkę psychosomatyczną.

Drobna blondynka o spiczastym podbródku usiadła przede mną. Poprawiła okulary w czarnej oprawie i westchnęła z uśmiechem. Biły od niej spokój i subtelna promienność, która wyciszyła mnie, mimo że tylko patrzyłam na dziewczynę na ekranie laptopa, oddalona od niej o setki kilometrów.
Sanixi, przygotowana na stole czekała na odpowiedni moment. Przecież nie można rozmawiać o rapé nie dzieląc się jej magią. Czekałam jednak.
– Nie używam medycyny już od czterech miesięcy – wyznała Ania. – Poczułam, że to czas, w którym nie muszę nic przepracować. Odeszła na moment. Wcześniej używałam ją co drugi dzień, zwykle po pracy, by oczyścić się po terapii z ludźmi, znaleźć swoją transparentność.
Ania jest kolekcjonerką rapé. W swoich szkatułkach ułożonych ma około trzydziestu rodzajów medycyny. O jej pasji wiedzą jej przyjaciele i zdarza się, że przywożą jej oryginalny egzemplarz z dalekich zakątków planety.
– Mam jedną, niecodzienną – chwali się Ania. – Pochodzi z Indii, to Biały Słoń. Teraz już wiem, jaka energia od niej bije. Spokój i dostojność tego Zwierzęcia Mocy, choć i Niedźwiedź jej towarzyszy. Jest jej siłą.

- Pierwszy raz z rapką przyjęłam na ceremonii u Agaty, znanej z tworzenia naszyjników i bransoletek z kamieni o niesamowitej mocy - wspomina z uśmiechem. - To było nawet zabawne, bo co jakiś czas konkretną fiolkę z medycyną wybierał za nas kot Agaty. Podchodził do konkretnej buteleczki i trącał ją nosem.
Pierwsza medycyna przyniosła jasność i zmieniła perspektywę widzenia. Przyszły obrazy. Ania zobaczyła w sobie szamankę, która przyrządza roślinny pył. Poczuła, że ona przecież to zna. Przypomniała sobie to doświadczenie. Powróciła zapomniana umiejętność.
Nie pojechała na żaden kurs, by zdobyć certyfikat. Zapoznawała się z medycyną intuicyjnie, słuchając siebie i szeptów rapé.
- Jeśli kadzidło rapé idzie z potrzeby serca, a nie oczekiwań to podróże z nią są przyjemne - wyjaśnia jednak po chwili dodaje. - Dla mnie to nie jest jednak zabawa.
Ania korzysta z medycyny dla siebie samej, ale wykorzystuje ją też w swoim gabinecie gdy pacjent sobie tego zażyczy. Wcześniej używała też rapé na warsztatach grupowych, gdy nadarzała się okazja a w zacisznym kącie jurty bądź sali zbierała się grupka amatorów amazońskiej magii. Po czasie jednak poczuła, że woli bardziej intymną wymianę. Najlepiej jeden na jeden, są wtedy głębsze wglądy. Zauważyła też, że ceremonie z rapé intensyfikują się przy Nowiu i Pełni Księżyca. Jest więcej chętnych na dotknięcie medycyny jakby planety i Księżyc miały wtedy do zaoferowania specjalne dary.
- Dbam o czystość przed użyciem rapki. Czy jestem z nią sama w domu, czy w gabinecie drugiej osobie. Idzie za tym intencja „Żeby zadziało się jak najlepiej“ - wyjaśnia. - Przykładam tepi do serca i czoła. Przed pracą z rape razem z pacjentem zawsze używam jej sama, by połączyć się z duchem rośliny i oczyścić samą siebie.
Jest tylko kilka osób, które mogą pracować z nią z medycyną.
- To kwestia flow. Ważne, by czuć z kimś tę wibrację.
Moja Sanixi zawołała. Przerwałam zadawanie pytań i sięgnęłam po kuripe.  Obie poczułyśmy błogą ciszę i tą przyjemną chwilę odpuszczenia.
Ania odeszła od laptopa i otworzyła przepastną szufladę komody. Wróciła ze szkatułką. |
- Pomyślałam, że jeśli mam rapke w tym pokoju, to ją wezmę - zaśmiała się. - Oczywiście tu była.
Wyciągnęła fiolkę intuicyjnie, jak zawsze.
- Nie czytam informacji o rapé, bo zawsze przychodzi ta właściwa. To kwestia zaufania - mówi. - Nie oglądam nawet etykietek na buteleczkach. Raz tylko przeczytałam dlaczego najpierw używa się na lewą stronę, a potem na prawą. Wiedziałaś, że lewa symbolizuje śmierć, a prawa życie?
Kiedyś Ania bała się wejść do ciemnego lasu. Telepało ją, miała neurogenne dreszcze ciała. Rapka dała jej odpowiedź skąd się to w niej brało.
- Zabierała mnie czasem w straszne miejsca, gdzie musiałam sobie poradzić, zaufać sobie i podróży - mówi nasypując rapé - Zrozumiałam, że w nas jest tyle samo cienia co blasku. Jak nie przejdziesz cienia, nie pójdziesz dalej. Teraz idę bez lęku tam gdzie jest ciemno.
Cisza. Ania zaczęła pracę z medycyną i złożyła dłonie niczym Hinduska zamykając oczy.
- Tęskniłam za tym - szepnęła uśmiechając się do siebie.

Dora Rosłońska

– Pierwszą rapkę przyjęłam na ceremonii u Agaty, znanej z tworzenia naszyjników i bransoletek z kamieni o niesamowitej mocy – wspomina z uśmiechem. – To było nawet zabawne, bo co jakiś czas konkretną fiolkę z medycyną wybierał za nas kot Agaty. Podchodził do konkretnej buteleczki i trącał ją nosem.
Pierwsza medycyna przyniosła jasność i zmieniła perspektywę widzenia. Przyszły obrazy. Ania zobaczyła w sobie szamankę, która przyrządza roślinny pył. Poczuła, że ona przecież to zna. Przypomniała sobie to doświadczenie. Powróciła zapomniana umiejętność.
Nie pojechała na żaden kurs, by zdobyć certyfikat. Zapoznawała się z medycyną intuicyjnie, słuchając siebie i szeptów rapé.
– Jeśli medycyna idzie z potrzeby serca, a nie oczekiwań to podróże z nią są przyjemne – wyjaśnia jednak po chwili dodaje. – Dla mnie to nie jest jednak zabawa.
Ania korzysta z medycyny dla siebie samej, ale wykorzystuje ją też w swoim gabinecie gdy pacjent sobie tego zażyczy. Wcześniej podawała też rapé na warsztatach grupowych, gdy nadarzała się okazja a w zacisznym kącie jurty bądź sali zbierała się grupka amatorów amazońskiej magii. Po czasie jednak poczuła, że woli bardziej intymną wymianę. Najlepiej jeden na jeden, są wtedy głębsze wglądy. Zauważyła też, że ceremonie z rapé intensyfikują się przy Nowiu i Pełni Księżyca. Jest więcej chętnych na przyjecie medycyny jakby planety i Księżyc miały wtedy do zaoferowania specjalne dary.
– Dbam o czystość przed podaniem rapki. Czy przyjmuję ją sama w domu, czy podaję w gabinecie drugiej osobie. Idzie za tym intencja „Żeby zadziało się jak najlepiej“ – wyjaśnia. – Przykładam tepi do serca i czoła. Przed podaniem rapki pacjentowi zawsze biorę ją sama, by połączyć się z duchem rośliny i oczyścić samą siebie.
Jest tylko kilka osób, które mogą podać jej medycynę.
– To kwestia flow. Ważne, by czuć z kimś tę wibrację.
Moja Sanixi zawołała. Przerwałam zadawanie pytań i sięgnęłam po kuripe. Ostra rapé zapiekła w nozdrzach. Obie poczułyśmy błogą ciszę i tą przyjemną chwilę odpuszczenia.
Ania odeszła od laptopa i otworzyła przepastną szufladę komody. Wróciła ze szkatułką. |
– Pomyślałam, że jeśli mam rapke w tym pokoju, to ją wezmę – zaśmiała się. – Oczywiście tu była.
Wyciągnęła fiolkę intuicyjnie, jak zawsze.
– Nie czytam informacji o rapé, bo zawsze przychodzi ta właściwa. To kwestia zaufania – mówi. – Nie oglądam nawet etykietek na buteleczkach. Raz tylko przeczytałam dlaczego najpierw dmucha się do lewej, a potem do prawej dziurki. Wiedziałaś, że lewa symbolizuje śmierć, a prawa życie?
Kiedyś Ania bała się wejść do ciemnego lasu. Telepało ją, miała neurogenne dreszcze ciała. Rapka dała jej odpowiedź skąd się to w niej brało.
– Zabierała mnie czasem w straszne miejsca, gdzie musiałam sobie poradzić, zaufać sobie i podróży – mówi nasypując rapé na dłoń. – Zrozumiałam, że w nas jest tyle samo cienia co blasku. Jak nie przejdziesz cienia, nie pójdziesz dalej. Teraz idę bez lęku tam gdzie jest ciemno.
Cisza. Ania przyjęła medycynę i złożyła dłonie niczym Hinduska zamkając oczy.
– Tęskniłam za tym – szepnęła uśmiechając się do siebie.

Dora Rosłońska